Nie znam dnia ani godziny. Prawie codziennie wydaje mi się, że nadchodzi godzina "P", najgorsze jest to, że to może trwać jeszcze dłuuugo. Mam tysiąc myśli na minutę. Nie mogę się doczekać kiedy będę miała moją kruszynkę na świecie, a z drugiej strony martwię się czy będzie zdrowa, czy poród przebiegnie bez komplikacji, no i oczywiście paraliżuje mnie sama myśl o bólu. Prawie codziennie mam etap użalania się nad sobą, potem tłumaczę sobie, że nie mam żadnego innego wyjścia, po prostu muszę urodzić i koniec. Potem myślę, że chcę już rodzić, bo skoro tego nie uniknę, to wolę mieć to już za sobą, a za chwilę ogarnia mnie strach, że nie sprawdzę się w roli mamy. I tak w kółko! Mąż nie może się doczekać. Wcale mu się nie dziwię. Po pierwsze nie on będzie zwijał się z bólu na porodówce, po drugie on też chciałby w końcu nacieszyć się maleństwem, a po trzecie pewnie powoli udziela mu się mój nastrój i powiedzmy to sobie szczerze - ma już dosyć mojego panikowania. Tak czy siak brzuch mam nadal pod samą szyją, o głębszych oddechach nadal mogę pomarzyć, żadnych braxtonów-hicksów na horyzoncie nie widać, a młoda nadal rozpycha się w najlepsze na wszystkie strony, przez co mam wrażenie, że mój brzuch przybiera coraz bardziej kwadratowy kształt.
Nie-Perfekcyjna Mama
wtorek, 19 maja 2015
wtorek, 28 kwietnia 2015
już za parę dni, za dni parę...
Aaaaaaaaaaaa! Zbliża się godzina 0. Niby jeszcze miesiąc, ale wpadam w panikę, boję się jak cholera i w dodatku jeszcze nie wszystko gotowe na przyjęcie szkraba do domu. Codziennie dręczę tym mojego ślubnego, ale on jakby nie podziela moich obaw. Taka już moja natura, że muszę być przygotowana w 100%, inaczej mój ośrodek szaleństwa w mózgu działa na wysokich obrotach.
A teraz słów parę o obecnej ciążowej sytuacji: od jakiegoś czasu tatuś śpi na kanapie. Inaczej oboje chodzilibyśmy jak zombie. Dziś wyjątkowo spędziliśmy noc w jednym łóżku i na każde moje wyjście do toalety i przekręcanie się z boku na bok reagował zrywem w obawie, że coś się dzieje ;)
Pyzka rozpycha się w mojej macicy do granic wytrzymałości, gdyby nie miała z góry narzuconych ograniczeń przestrzennych to pewnie stópeczki czułabym również w mostku i niekiedy w przełyku. Hmmm może byłaby nawet szansa, że wyszłaby na świat inna częścią ciała niż przewidziała to natura. Choć chyba wolę sobie tego nie wyobrażać.
Moja edukacja na tematy pourodzeniowe rozwija się z dnia na dzień i niestety im więcej czytam, tym bardziej nabieram przekonania, że czeka mnie droga przez mękę, płacz i zgrzytanie zębów. Jeśli to wszystko okaże się prawdą, to moja dzidzia chyba będzie musiała wychowywać się bez rodzeństwa :(
Cały czas zastanawiam się jaki jest złoty środek na poród. Przeszło mi nawet przez myśl, żeby wyprzeć z siebie świadomość i udawać, że mnie to nie dotyczy, ale obawiam się, że chyba na niewiele by się to zdało. Może ktoś to czyta i w dodatku ma jakąś cenną radę??
A teraz słów parę o obecnej ciążowej sytuacji: od jakiegoś czasu tatuś śpi na kanapie. Inaczej oboje chodzilibyśmy jak zombie. Dziś wyjątkowo spędziliśmy noc w jednym łóżku i na każde moje wyjście do toalety i przekręcanie się z boku na bok reagował zrywem w obawie, że coś się dzieje ;)
Pyzka rozpycha się w mojej macicy do granic wytrzymałości, gdyby nie miała z góry narzuconych ograniczeń przestrzennych to pewnie stópeczki czułabym również w mostku i niekiedy w przełyku. Hmmm może byłaby nawet szansa, że wyszłaby na świat inna częścią ciała niż przewidziała to natura. Choć chyba wolę sobie tego nie wyobrażać.
Moja edukacja na tematy pourodzeniowe rozwija się z dnia na dzień i niestety im więcej czytam, tym bardziej nabieram przekonania, że czeka mnie droga przez mękę, płacz i zgrzytanie zębów. Jeśli to wszystko okaże się prawdą, to moja dzidzia chyba będzie musiała wychowywać się bez rodzeństwa :(
Cały czas zastanawiam się jaki jest złoty środek na poród. Przeszło mi nawet przez myśl, żeby wyprzeć z siebie świadomość i udawać, że mnie to nie dotyczy, ale obawiam się, że chyba na niewiele by się to zdało. Może ktoś to czyta i w dodatku ma jakąś cenną radę??
wtorek, 14 kwietnia 2015
bezsenność
Wejście w 34-ty tydzień zaowocowało bezsennością. Kto powiedział, że ludzki organizm jest doskonały??? Nie wolno leżeć na wznak, więc zgodnie z wszelkimi zasadami mamy doskonałej kładę się na lewym boku i wszystko byłoby piękne, gdyby nie zgaga i refluks. Kładę więc dodatkową poduszkę pod głowę, a potem jeszcze jedną, a potem kręcę się z boku na bok. Do tego dochodzi jeszcze obrzęk łydek, no więc wkładam sobie pod nogi wielgachną poduszkę. Wygląda to dość komicznie, ale mi wcale nie jest do śmiechu, bo do tego wszystkiego dochodzą masakryczne problemy oddechowe. Nie dość, że Żabka rozpycha się na płuca to mam jeszcze obrzęk śluzówki i nos zatkany. Ratunku! Jeszcze 1,5 miesiąca i ........ i tak będę miała nieprzespane noce. A mimo to nie mogę się już doczekać mojej małej Kluseczki, aż przyjdzie na świat i będę mogła przytulić ją mocno i powiedzieć do uszka jak mocno ją kocham! :)
wtorek, 31 marca 2015
może i banalnie, ale jak prawdziwie
Tak sobie myślę, że chyba nie zawsze doceniam to, co mam. A mam naprawdę dużo. Kochający mąż, dobry i cudowny, oczywiście daleko mu do ideału, ale po co zawsze czepiać się szczegółów? Moja mała istotka, która już ósmy miesiąc rozwija się we mnie. Nie twierdzę, że ciąża jest dla mnie przyjemnością, bo dała mi konkretnie popalić, nadal spadają na mnie wszelkie plagi egipskie i nie tylko, ale jest tyle osób, które tak wiele by oddały za możliwość noszenia w sobie życia, że czasem aż wstyd narzekać. Rodzina, która nas wspiera i bez której byłoby pusto. Milion marzeń, planów i wspomnień. Mam postanowienie, żeby więcej cieszyć się drobnymi sprawami, miłymi chwilami i to tymi najzwyklejszymi, codziennymi i na pozór nieistotnymi, bo to w końcu one budują nam fundamenty na te wielkie rzeczy!
niedziela, 22 marca 2015
witaj lustrzyco
Dopadła mnie lustrzyca. Golenie intymnych części ciała nabrało zupełnie innego charakteru. Nigdy nie sądziłam, że brzuch ciążowy jest tworem z jakby zupełnie obcego ciała. Posiadanie takowego, to jak przyklejenie sobie do własnego brzucha plecaka wypchanego wielką dynią. Ciężko się ruszyć, obrócić z boku na bok, wyzwaniem jest założenie butów. Mimo wszystko uczucie poruszającego się w nim bąbelka jest jednym z najpiękniejszych jakie mnie spotkało w życiu. Świadomość, że nosi się w sobie małą bezbronną (choć przy niektórych ciosach wcale nie wydaje mi się taka bezbronna) istotkę jest cudowna. Mogę godzinami wpatrywać się w poruszający się brzuch i miziać go bez końca.
środa, 18 marca 2015
Wczoraj zostałam ciocią, co niniejszym uruchomiło falę porodową wśród znanych mi ciężarówek. Trochę zaczynam się bać. Moja mała Pyzka ma już 1,5 kg. Jak tak dalej będzie rosła to jakoś nie uśmiecha mi się jej przepychanka przez kanał rodny :(
Wszyscy pytają nas o imię dla młodej. Żeby to było takie proste. Przelecieliśmy już przez cały alfabet i nic :(
No i mój kolejny problem. Wszyscy uważają, że skoro jestem na zwolnieniu lekarskim to mam mnóstwo czasu i będę za nich załatwiać różne rzeczy. Ehhh ciężkie życie ciężarowca!
Wszyscy pytają nas o imię dla młodej. Żeby to było takie proste. Przelecieliśmy już przez cały alfabet i nic :(
No i mój kolejny problem. Wszyscy uważają, że skoro jestem na zwolnieniu lekarskim to mam mnóstwo czasu i będę za nich załatwiać różne rzeczy. Ehhh ciężkie życie ciężarowca!
wtorek, 10 marca 2015
3...2...1...0...
No i stało się! Będę mamą!!! W dodatku wcale nie jest to taka świeża wiadomość, bo jestem już w trzecim trymestrze ciąży. Miałam zamiar zacząć pisać już dawno temu, ale tyle było rzeczy na głowie:
1. w pierwszym trymestrze - praca, upojne chwile z muszlą klozetową, a potem leżenie w łóżku i lamentowanie "Dlaczego to właśnie mnie spotkał taki okrutny los?!" "Nie chcę mi się żyć!" I oczywiście "Nigdy więcej nie zajdę w ciążę"
2. w drugim trymestrze - kiedy dowiedziałam się, że będę miała córeczkę ogarnął mnie szał zakupowy, bo jak można się oprzeć tym wszystkim wspaniałościom??
3. teraz też mogłabym mieć sporo wymówek, ale postanowiłam wziąć się w garść i pouzewnętrzniać się publicznie. A nóż, widelec, może ktoś mnie zrozumie?
No to jestem!
Zaczęłam 29 tydzień ciąży! Mała właśnie kopie mnie po brzuchu i muszę przyznać, że uwielbiam to uczucie. Po tych wszystkich paskudnych dolegliwościach jakie mnie dręczyły i dręczą nadal, jest to swego rodzaju nagroda. Mogę godzinami patrzeć jak brzuch mi skacze i głaskać się po nim z czułością.
W ubiegłym tygodniu zaczęliśmy z tatusiem szkołę rodzenia. Zaczęło się robić poważnie. Uświadomiłam sobie, że czas leci nieubłaganie i za 3 miesiące będzie z nami już mały człowieczek z jego małym charakterkiem i wielkimi potrzebami. Trochę mnie to przeraża. Myślę sobie, że długo nie zaznamy już beztroski, leniwych wieczorów i porannego wylegiwania się w łóżku. Podobno jak rodzi się dziecko, to wszystko się zmienia, ale człowiek nie chciałby wracać już do tego, co było. Ciekawe czy tak będzie z nami. Czasami wydaje mi się, że już mogę nazwać się wyrodną matką, bo skoro marzę sobie, żeby nadal od czasu do czasu mieć chwilę tylko dla siebie (no i czasem dla mojego lubego), to chyba coś jest ze mną nie tak?
1. w pierwszym trymestrze - praca, upojne chwile z muszlą klozetową, a potem leżenie w łóżku i lamentowanie "Dlaczego to właśnie mnie spotkał taki okrutny los?!" "Nie chcę mi się żyć!" I oczywiście "Nigdy więcej nie zajdę w ciążę"
2. w drugim trymestrze - kiedy dowiedziałam się, że będę miała córeczkę ogarnął mnie szał zakupowy, bo jak można się oprzeć tym wszystkim wspaniałościom??
3. teraz też mogłabym mieć sporo wymówek, ale postanowiłam wziąć się w garść i pouzewnętrzniać się publicznie. A nóż, widelec, może ktoś mnie zrozumie?
No to jestem!
Zaczęłam 29 tydzień ciąży! Mała właśnie kopie mnie po brzuchu i muszę przyznać, że uwielbiam to uczucie. Po tych wszystkich paskudnych dolegliwościach jakie mnie dręczyły i dręczą nadal, jest to swego rodzaju nagroda. Mogę godzinami patrzeć jak brzuch mi skacze i głaskać się po nim z czułością.
W ubiegłym tygodniu zaczęliśmy z tatusiem szkołę rodzenia. Zaczęło się robić poważnie. Uświadomiłam sobie, że czas leci nieubłaganie i za 3 miesiące będzie z nami już mały człowieczek z jego małym charakterkiem i wielkimi potrzebami. Trochę mnie to przeraża. Myślę sobie, że długo nie zaznamy już beztroski, leniwych wieczorów i porannego wylegiwania się w łóżku. Podobno jak rodzi się dziecko, to wszystko się zmienia, ale człowiek nie chciałby wracać już do tego, co było. Ciekawe czy tak będzie z nami. Czasami wydaje mi się, że już mogę nazwać się wyrodną matką, bo skoro marzę sobie, żeby nadal od czasu do czasu mieć chwilę tylko dla siebie (no i czasem dla mojego lubego), to chyba coś jest ze mną nie tak?
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)